Już w najbliższą niedzielę, 6 września odbędzie się ogólnokrajowe referendum, w którym Polacy odpowiedzą na trzy pytania. Decydować będziemy, czy posłowie powinni być wybierani do Sejmu w jednomandatowych okręgach wyborczych, czy partie powinny być finansowane z Budżetu Państwa i czy wątpliwości prawne powinny być rozstrzygane na korzyść podatnika. Będzie to pierwsza taka procedura głosowania od ponad dwunastu lat. Ostatnie referendum odbyło się bowiem w czerwcu 2003 roku i zawierało jedno pytanie dotyczące akcesji Polski do Uni Europejskiej.

Jednakże liczba pytań to nie jedyna różnica między wspomnianymi powyżej referendami. Głosowanie sprzed kilkunastu lat budziło przede wszystkim inne emocje i było łatwe w odbiorze. Akcja referendalna promująca bądź negująca Unię Europejską i samo wydarzenie oraz namawianie do głosowania, była wszędzie. W mediach huczało, politycy na przemian odwiedzali stacje telewizyjne i zachwalali/krytykowali projekt Unii. Jednym słowem była ogólnopolska dyskusja. A jak jest teraz?

Osobiście uważam, że referendum robi się krótkowzrocznie, w pośpiechu i „dla jaj”. Pomijam sytuację, że obóz polityczny wyrzucający z jednej strony do kosza kilka milionów podpisów obywateli o projekt ustawy dotyczący reformy emerytalnej, nagle stawia się w sytuacji proobywatelskiego urzędnika państwowego i organizuje referendum po to, by ratować sondaże przed drugą turą wyborów prezydenckich. Mam za to żal o kilka rzeczy, które opisuję poniżej.

Po pierwsze pytania zawarte w referendum nie niosą za sobą jakiejkolwiek merytorycznej debaty społecznej kontrkandydatów politycznych. Pierwsze pytanie jest nieprecyzyjne i według niektórych niekonstytucyjne. Drugie pytanie tak na prawdę nie musi nieść jakichkolwiek większych zmian. A trzecie to abstrakcja, oczywista oczywistość, jak pomieszanie posłodzonej herbaty.

Druga sprawa, to sama informacja o referendum i debata dotycząca poszczególnych pytań. Niestety największe stacje telewizyjne czy portale internetowe nie realizują rzetelnych programów na temat wrześniowego głosowania i zawartych w nim pytań. Bardzo żałuję, że w debacie publicznej brakuje faktycznego pokazania ludziom plusów i minusów dotyczących ewentualnych zmian. Gdzie przede wszystkim kampania promująca proobywatelską postawę, czyli możliwość skorzystania z głosowania referendalnego?

Po części wynika to z jakości naszej klasy politycznej i nas samych. Nie bez przyczyny powstało stwierdzenie, iż nasza klasa polityczna jest odzwierciedleniem naszego słabego obywatelsko i mało świadomego społeczeństwa. Zatem czego się spodziewać „po jakimś tam” referendum?

Kolejna sprawa – wynikająca pośrednio z poprzedniej – to niechęć ludzka do zmian. „Czołowi” politycy z „głównych” partii politycznych nie chcąc zmian w systemach: wyborczym i finansowania partii, jawią się jako eksperci i obrońcy obecnych zasad. Stwierdzają, że zmiany w ordynacji wyborczej są złe i że trzeba płacić na partie, bo w przeciwnym wypadku będzie tylko gorzej. Czy to nie są jaja? Czy nie jesteśmy świadkami zabawy w demokrację? Jak dla mnie to po prostu kpina z ludzi i gardzenie konstytucją. Nie wierzę, że głowa mego mądrego państwa, stu senatorów, wielu ministrów, radców, prawników… sformułowała takie pytania przypadkowo.

Przy okazji chciałbym skupić się na referendalnym pytaniu dotyczącym finansowania partii politycznych z Budżetu Państwa. Sam jestem przeciwny takiemu rozwiązaniu i odpowiedź na arkuszu referendalnym również będzie negatywna. Ideą demokracji jest równość, więc dziwne jest dzisiejsze stosowanie progów w subwencjonowaniu partii. Jestem przeciwnikiem wielu przywilejów, w tym tego. To po pierwsze. Po drugie – jestem przeciwnikiem dużych, wielomilionowych dotacji dla partii politycznych. Dlaczego z Twoich podatków ma być płacone na partię, na którą w życiu byś nie zagłosował? Argument o tym, że partie będą wspierać bogaci biznesmeni (i tym samym kupować ustawy) do mnie nie trafia z jednego względu – czy teraz tego nie ma? Moim zdaniem taki stan rzeczy istnieje jak najbardziej, tylko zakamuflowany i oczywiście w granicach prawa? Nazywamy go po części lobbingiem, ale też? No właśnie.

Starając się być obywatelem korzystającym aktywnie z narzędzi konstytucyjnych w państwie demokratycznym, zachęcam mimo wszystko do pójścia i oddania po swojemu głosu w referendum 6 września. Niech każdy zagłosuje według własnego sumienia. Ja też tak zrobię. W Łukowie będą 22 obwody głosowania – takie same jak podczas wyborów samorządowych w 2014 roku, czy prezydenckich kilka miesięcy temu. Głosować będzie można w godzinach 6:00 – 22:00.

Zastanawiające jest, jaka będzie frekwencja w pierwszą niedzielę września. Życzyłbym sobie aby wyniosła ona było 51%, ale patrząc realnie tak się nie stanie. Niestety. Ciekawe czy przekroczymy 30%?

Arkadiusz Pogonowski

PS. Zachęcam również do lektury artykułu pod tytułem „Dlaczego jestem JOWowy?”

Kategorie: Blog